• Home
Header

Dzień 15, Niedziela 24.01.2010 – Gorathpur

Wstajemy wyluzowani o 10 i idziemy na śniadanie. Spoko mamy dużo czasu, pociąg jest dopiero o 13.15.

Rozkładamy się na peronie. Oczywiście wszyscy się na nas gapią, jakby pierwszy raz widzieli na oczy Białasa.

Po jakimś czasie okazuje się, że jest godzina opóźnienia. Dobra na przesiadkę będziemy jeszcze mieć 2 godziny.

Za jakiś czas opóźnienie zwiększa się do 4 godzin. No to pięknie. Jak tamten nie będzie też spóźniony, to będziemy mogli zapomnieć o Tadż Mahal o świcie. Gorzej, jak się jeszcze zwiększy opóźnienie, to możemy nawet nie zdążyć na pociąg do Radżasthanu, który mamy wykupiony na 18.00, nie mówiąc już o zwiedzaniu Tadż Mahalu. Trzeba działać.

Tymczasem Hindusi siedzieli niewzruszeni, jakby 4 godziny w tą czy w tamtą nie miały znaczenia

Tymczasem Hindusi siedzieli niewzruszeni, jakby 4 godziny w tą czy w tamtą nie miały znaczenia

Idziemy się czegoś dowiedzieć. Ciągle nas odsyłają  gdzieś, gdzie nam pomogą. Ale nikt ni hu hu! Jesteśmy załamani. Dowiadujemy się jedynie, że nie możemy oddać kupionych przez Internet biletów. Rewelacja.

Tymczasem opóźnienie zwiększa się do 6 godzin! Pani przez megafon spokojne informuje że pociąg jest opóźniony 5 hours and 35 minuts i przeprasza za inconvinients. ‘ Jak my kochamy ten kraj!’ O dziwo, nikogo na peronie to zupełnie nie rusza. Czekają zrezygnowani na rozwój wydarzeń. Pomału zaczynamy się zaprzyjaźniać z towarzyszami niedoli.

Niektórzy wyglądali jakby czekali tu od XIX wieku

Niektórzy wyglądali jakby czekali tu od XIX wieku

Wysyłamy na zwiady Anię z Bartkiem. Wychodzą z dworca. Może by jakiegoś busa do Agry skombinować. Cena masakryczna! W końcu trafiają do jakiegoś biura podróży. Nareszcie ktoś kuma o co nam chodzi. Kontaktują się z naszym pociągiem, którego opóźnienie zwiększa się o kolejne kilka godzin, tylko, że my w Gorathpur jeszcze o tym nie wiemy. Cudownie!

Gdy opóźnienie zwiększyło się do 10 godzin zaczęli martwić się również Hindusi :)

Gdy opóźnienie zwiększyło się do 10 godzin zaczęli martwić się również Hindusi :)

Decydujemy się za radą panów z biura kupić najtańsze bilety ‘generali’ i po prostu wsiąść do pociągu, który jedzie w stronę Mumbaju za jakąś godzinę.

Wjeżdża pociąg. Jeszcze się nie zatrzymał, a już jest cały oblepiony ludźmi, którzy chcą do niego wsiąść. ‘Second class’ to tylko 2 wagony, a chętnych z tysiąc! Dobra, damy radę. Ustalamy plan działania. Chłopaki twardo będą wsiadać i zajmować miejsca. Tymczasem dziewczyny z bagażami czekają.

Pociąg się zatrzymuje. Dzielne chłopaki zniknęli gdzieś w tłumie, a my patrzymy przerażone na to co się dzieje. Ludzie zachowują się jak zwierzęta. Włażą wszystkimi dziurami. Rzucają tobołami, pchają się na siłę, biją, kopią nogami po twarzach, tych co są jeszcze przed drzwiach. W środku jest już czarno od ludzi, a oni nadal się pchają, włażąc ludziom normalnie po głowach!

Boże, gdzie są chłopaki, chyba nie weszli do środka, bo przecież nie ma najmniejszych szans żeby teraz stamtąd wyjść. Ludzie nadal pchają się i pchają. Zbiera nam się na płacz. Zaczynamy się naprawdę bać.

Jest Bartek i Tomek. Nawet nie udało im się dopchać do drzwi! Ale gdzie jest Astronom? Boże, on chyba wlazł do środka! Totalna panika! Biegamy od okna do okna, krzyczymy, wołamy, zaglądamy w miarę możliwości przez te kraty, ale ni hu hu. Zaginął w akcji jak nic. Nagle, patrzymy, jest. Idzie w naszą stronę. Naprawdę oddychamy z ulgą.

Opowiada jak to wyglądało od środka, bo udało mu się wejść jako jednemu z pierwszych! Nasz bohater!:

Uchwyciłem poręcz do drzwi wejściowych kiedy pociąg jeszcze sunął po torach. Spoko myślę, będę pierwszy w wagonie. Bardzo się myliłem. Podczas gdy pociąg dalej sunął po torach na okratowane okna jak pająki zaczęli skakać Hindusi. Po paru sekundach wszystkie okna były oblepione, a przez jedno otwarte powoli włazili kolejni podróżnicy.

W trosce o bezpieczeństwo wsiadających w Indiach tylko jedno okienko na wagon jest otwarte :)

W trosce o bezpieczeństwo wsiadających w Indiach tylko jedno okienko na wagon jest otwarte :)

Drzwi, których się trzymałem też już były oblepione chociaż dalej zamknięte. Nie mogłem się ich puścić bo tłum by mnie przewrócił i wpadłbym jak nic pod koła pociągu. W końcu pociąg się zatrzymał. Wszedłem przez moje drzwi chyba 3-ci w kolejności. Udało mi się zająć 4 miejscowy przedział i postanowiłem o niego walczyć :) .

Niestety na moich oczach zaczęły rozgrywać się dantejskie sceny. Pomimo tego, że zagrodziłem sobą przedział, koło mnie, pode mną i nade mną próbowali do przedziału dostać się Hindusi. Dwóch z nich wlazło po suficie i przycupnęło na półkach bagażowych jak kury na grzędach. Napór był coraz większy. Wiedziałem, że dłużej nie wytrzymam. Oddałem dwa miejsca i próbowałem bronić już tylko dwóch ostatnich przy oknie. Ale nawet tutaj walka skazana była na klęskę.

W pewnym momencie jakichś Hindus po prostu usiadł mi na kolanach. Uświadomiłem sobie, że dalszy opór nie ma sensu. Pomimo tego, że wszystkie miejsca siedzące były już zajęte do wagonu dalej walił tłum. Ze względu na olbrzymi tłok, bagaże trzymali nad swoimi głowami. W wagonie zrobiło się najpierw tłoczno, potem gorąco, duszno a na końcu ciemno. Hindusi jak karaluchy oblepili wszystko, nawet lampy.

Zrozumiałem, że nie tylko nie utrzymam żadnych miejsc, ale być może nie uda mi się z  tego wagonu w ogóle wyjść. I wtedy dostałem ataku klaustrofobii. Napierając z przerażeniem na tłum ostatnimi resztkami sił zacząłem przesuwać się w kierunku drzwi wyjściowych. Na szczęście nie miałem bagażu. Ale nawet plecaczek fotograficzny musiałem nieść nad głową. Jakimś cudem udało mi się przedostać do drzwi. Już widziałem światełko w tunelu :) , ale napór z zewnątrz był tak olbrzymi, że wyjście było niemożliwe. Chwyciłem w rozpaczy poręcz przy drzwiach i nogami wypchnąłem kilku Hindusów na zewnątrz. Wypadłem na peron cały mokry.

Atak klaustrofobii wyzwolił taką adrenalinę, że nasz dzielny bohater przeszedł jak robocop, rozpychając ludzi nogami i łokciami.

Dobra idziemy do konduktora. Musi nam coś znaleźć. Po prostu musimy wsiąść do tego pociągu. Nie chcemy spędzić na dworcu w Gorathpur ani minuty dłużej!

Konduktor znajduje nam 6 miejsc. Wszystkie razem w klasie AC3. Przez dłuższą chwilę nie możemy się otrząsnąć. Co my chcieliśmy zrobić?! Jechać z nietykalnymi, bo przypuszczalnie to właśnie głównie najniższe kasty podróżują ‘generali’, chyba upadliśmy na głowę, a raczej nie zdawaliśmy sobie sprawy jak to wygląda. Jesteśmy tak szczęśliwi, że siedzimy tam gdzie siedzimy, że wszystko nam się podoba. I brudny wagon, i Hindusi i konduktor, który bierze całą kasę do kieszeni.

Nie ma co, trzeba się wyluzować. Łoimy czyściochę. Pomału się otrząsamy i zapominamy o gościnnym Gorathpur.

Z drugiej strony moglibyśmy się tu przyjrzeć Hindusom naprawdę z bliska

Z drugiej strony moglibyśmy się tu przyjrzeć Hindusom naprawdę z bliska

Oglądamy jeszcze jakiś ślubny album, którym pani się chwali, robi wrażenie.

Śpimy. W nocy budzi nas konduktor, bo musimy zwolnić miejsca. Przenosimy się do innej klasy AC2 z firaneczkami, gdzie konduktor daje nam 3 miejsca. Dajemy radę. Ładujemy się po dwie osoby i zasypiamy bez problemu.

Dzień 14, Sobota 23.01.2010 – Słonie. Powrót do Indii

Jesteśmy podekscytowani, bo dziś będziemy jeździć na słoniach.

Jesteśmy na miejscu. Ładujemy się na słonie, przy pomocy specjalnie do tego skonstruowanych rusztowań.

Dworzec słoniowy

Dworzec słoniowy

No, na pewno nie jest to najwygodniejszy sposób podróżowania:) Słoniki są jednak cudowne. (więcej…)

Dzień 13, Piątek 22.01.2010 – Chitwan

Rano. Mgła jak mleko. Zjadamy sympatyczne śniadanko na dachu naszego pensjonatu i ruszamy na canoeing. Suniemy cicho we mgle, w łódeczce z jednego kawałka drewna. Jest super. Gdzieniegdzie możemy zaobserwować ptaki brodzące w płyciznach. Są tu też krokodyle, ale ponieważ mgła, itp. itd., więc sami rozumiecie. Skąd my to znamy:)

Nasza łódeczka

Nasza łódeczka

Wysiadamy. Usa, nasz sympatyczny przewodnik, zaczyna gadkę jak mamy się zachować w razie spotkania z dzikim zwierzem: (więcej…)

Dzień 12, Czwartek 21.01.2010 – Dolina Katmandu

Pakujemy się. Idziemy jeszcze zmienić rezerwację na nocny transport do Indii, żeby być do przodu z czasem i zdążyć później na świt do Agry. O świcie podobno jest najlepiej fotografować Taj Mahal. Jest ciężko, ale z dopłatą oczywiście daje się dojść do porozumienia. Wszystko fajnie, ale nie mamy rezerwacji na pociąg do Agry. Trudno, później będziemy się tym martwić.

Ruszamy zwiedzać dolinę Katmandu. Punkt pierwszy, Swayambhunath, zwana też świątynią małp. Zapitalamy po schodach na górę. Piękny widok na całe Katmandu. Niezły klimacik. Małpy biegają po całej świątyni, gdzie tylko chcą. Są super fotogeniczne.

Świątynia małp

Świątynia małp

Ruszamy do Patanu. Jest to kolejne urokliwe miasteczko Newarów z cudowną starówką. (więcej…)

Dzień 11, Środa 20.01.2010 – Panorama na Himalaje. Bhaktapur

Wstajemy skoro świt i idziemy na śniadanie do naszej super knajpki przy hotelu. Zimno, ale pan zapala nam ogień. Cudownie. Dostajemy się na jakiś dworzec autobusowy, skąd jeżdżą autobusy do tej wioski z widokiem na Himalaje.

Czekając na autobus

Czekając na autobus

Autobus. Nie ma już miejsc siedzących, zastanawiamy się chwilę czy wsiadać, ale upychamy się jeszcze. (więcej…)

Dzień 10, Wtorek 19.01.2010 – Katmandu.

Decydujemy się oddać do prania nasze wyszmorgane ciuchy. Są wręcz czarne od kurzu i brudu, który oblepiał nas w Delhi i Waranasi. To niesamowite, ale brud się nas znajduje nawet jeśli niczego nie dotykamy. Mimo, że myjemy często ręce, są ciągle brudne, a paznokcie ciągle czarne. Jak to się dzieje, nie rozumiemy.

Mięsny w Katmandu

Mięsny w Katmandu

Spotykamy się na śniadanku w super klimatycznej knajpce przy naszym hoteliku. Jest cudowna. (więcej…)

Dzień 9, Poniedziałek 18.01.2010 – Nepal. Droga do Katmandu.

Docieramy do granicy. Ciemno jak w d… Otaczają nas riksiarze i chcą nas zawieść do jakiegoś punktu granicznego. No cóż, nie mamy większego wyboru. Albo z nimi pojedziemy, albo możemy tak stać w polu i czekać na świt, który nastąpi za jakieś dwie, trzy godziny.

Granica oczywiście zamknięta. Ciemno i głucho. Czekamy.

W końcu ktoś nie wytrzymuje i wali w zamknięte drzwi. Wychodzi zaspany, obdarty celnik z drewnianą skrzyneczką i dwiema świeczkami. Siada na rozwalającym się krześle i rozdaje wszystkim deklaracje celne, które wypełniamy przy świeczkach.

Granica indyjsko-nepalska XXI wiek, świeczki i pieczątka na chuch :)

Granica indyjsko-nepalska XXI wiek, świeczki i pieczątka na chuch :)

Niezła granica. Riksiarze, którzy mieli na nas czekać wymiękają, biorą po 10 rupi i spadają. (więcej…)

Dzień 8, Niedziela 17.01.2010 – Saranath

Wstajemy w środku nocy na rejs łodzią po Gangesie. Gość prowadzi nas ciemnymi uliczkami. Mijamy śpiących na ulicach Hindusów. Idziemy w stronę ghatu śmierci. Po drodze stosy drewna i prowizoryczne wagi, na których się odważa drewno do spalenia zwłok.

Sprzedawca drewna do stosów pogrzebowych

Sprzedawca drewna do stosów pogrzebowych

Płyniemy. Waranasi wyłania się pomału z mgły i ciemności. Jest magicznie. (więcej…)

Dzień 7, Sobota 16.01.2010 – Świątynie Waranasi

Ledwo zwlekamy się na poranne zdjęcia. Idziemy na słynne schody robić foty.

Święta rzeka Ganges

Święta rzeka Ganges

Znów Ganges, ghaty, ludzie dokonujący rytualnych kąpieli. Piorą, myją zęby, kąpią się, chlapią, rzucają kwiaty, puszczają lampiony, modlą się, a kawałek dalej załatwiają się i wrzucają niedopalone ciała do świętej rzeki. Trudno nam to wszystko ogarnąć. W ciągu minuty od zachwytu do obrzydzenia. (więcej…)

Dzień 6, Piątek 15.01.2010 – Waranasi. Dno Piekła.

Budzimy się skoro świt, żeby się zebrać. Każdy opowiada wrażenia z ciężkiej nocy.

Tymczasem jedziemy i jedziemy.

Oglądanie zewnętrznego świata przez kraty dodatkowo pogłębia depresję podróżnych

Oglądanie zewnętrznego świata przez kraty dodatkowo pogłębia depresję podróżnych

Mija godzina, dwie i tak dalej. Nikt się tym jednak zupełnie nie przejmuje. Chodzą Hindusi i krzyczą: chaj, coffee, omelette, ze średnią częstotliwością 3 minuty. (więcej…)

Follow

Get every new post on this blog delivered to your Inbox.

Join other followers: